Translate

poniedziałek, 24 lipca 2017

Speed skating - World Games Wrocław 2017

Odbywająca się w tym roku we Wrocławiu 10. edycja World Games (czyli igrzysk sportowych z dyscyplin, które nie znajdują się w składzie olimpiady) nie ominęła także mojego osiedla. W jego pobliżu, na terenie Parku Tysiąclecia powstały tory  wrotkarskie - owalny i uliczny. Fajnie, że te obiekty zostają dla Wrocławia. Już nie mogę się doczekać, aż tam się wybiorę z rolkami. A wczoraj odbyły tam się m.in. finałowe wyścigi kobiet i mężczyzn w jeździe szybkiej na 1000 metrów, na torze owalnym.













Muszę przyznać, że oglądało się te zawody bardzo przyjemnie, mimo iż nikt z Polski nie znalazł się na podium. Nasi reprezentanci oraz reprezentantki raczej zostawali w tyle i tylko jednej Polce udało się dotrzeć do półfinałów. Szczególnie fajnie było obserwować radość belgijskich kibiców spowodowaną zdobyciem złota i srebra przez ich rodaków.








Rywalizację kobiet wygrała Sandrine Tas z Belgii, która ponadto ukończyła wczoraj na drugim miejscu wyścig eliminacyjny na 15 km, zdobyła dotąd pięć medali i została ogłoszona wczorajszym sportowcem dnia.













Natomiast wśród mężczyzn najlepszy okazał się Kolumbijczyk - Andres Mauricio Jimenez.












Pogoda również okazała się łaskawa - było słonecznie, ale nie przesadnie gorąco i nawet nawałnica, która przeszła wczoraj nad miastem łaskawie poczekała do końca ceremonii wręczenia medali.

poniedziałek, 17 lipca 2017

Sobotka w Sobótce


W ubiegłą sobotę wybraliśmy się na wspinaczkę na górę Ślężę (717,5 m n.p.m.). Szczerze mówiąc wycieczka dała nam w kość, bo 6 km spaceru pod górę, czasem bardzo stromo, kilkakrotnie w deszczu, to już coś dla mieszczucha. :) Mimo to było warto, nie tylko dla widoków panoramy ze szczytu, bo górski las okazał się równie piękny, szczególnie gdy siąpił deszcz, a między drzewami prześwitywały promyki słońca.

Po drodze spotykaliśmy starożytne rzeźby kultowe pogan, a na szczycie zwiedziliśmy kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny z ruinami zamku piastowskiego z XII wieku w podziemiu i dom turysty. Z wieży kościoła i wieży widokowej podziwialiśmy m.in. panoramę Wrocławia, zalew Mietkowski i Sudety.

Sobótka jako miejscowość też nam się podobała, głównie ze względu na malownicze położenie na pagórkowatym terenie.

Zbocze Ślęży jest usiane kamieniami i głazami.

Na górę wchodziliśmy szlakiem żółtym, schodziliśmy czerwonym.

Szlaki są niemal w całości pokryte kamieniami, co w równym stopniu je utrudnia, co urozmaica.




Kościół NNMP z ruinami zamku i wieżą widokową.
Widok ze szczytu Ślęży.

Widok ze szczytu Ślęży.

Panorama Wrocławia z wieży kościoła.

Panorama Świdnicy i Sudety.

Świdnica i Sudety.

Zalew Mietkowski.
 
Wieża kościoła widziana z wieży widokowej.

Wieża radiowa na szczycie Ślęży.

Panorama okolicy z wieży kościoła, po prawej dom turysty.

Panorama 360° z wieży widokowej.

piątek, 14 lipca 2017

Jak zacząłem przygodę z fotografią.

Wszystko zaczęło się, gdy (prawdopodobnie na urodziny, może na komunię) dostałem aparat. Był to Premier PC-664 DX, prosty kompakt na film małoobrazkowy.

P7142095.JPG

Niedawno, odwiedzając rodzinne strony, znalazłem właśnie ten aparat i album z pierwszymi zdjęciami nim wykonanymi. Niestety nie zachowały się same klisze i zostały mi tylko kiepskiej jakości wydruki z tego albumu.

Jak już pisałem w podstronie tego bloga, gdy tylko dostałem aparat w swoje ręce, ku niezadowoleniu rodziny (która wolałaby abym robił pamiątkowe portrety) najwięcej radości sprawiało mi uwiecznianie natury i krajobrazów. Oczywiście nie miałem żadnego doświadczenia, więc siłą rzeczy nie wychodziło mi to najlepiej, ale na pewno już wtedy budził się we mnie fotograf. :) Dzisiaj publikuję te zdjęcia, które są prawdopodobnie pierwszymi, jakie kiedykolwiek wykonałem.

Drzewa zimą w Miękini. W tle widać miejscową szkołę, do której wtedy chodziłem.
Drzewa zimą w Miękini. W tle widać miejscową szkołę, do której wtedy chodziłem.
002
Również zdjęcie z Miękini, prawdopodobnie chciałem uwiecznić jemioły w słońcu.
003
Wieczorny widok z okna mojego pokoju. Jasna plamka to księżyc, a mniejsze i czarne to jaskółki.
006
Widoczek z Mrzeżyna, w którym kiedyś spędziłem wakacje.
004
Mrzeżyno, widok z molo.
005
Statek w porcie w Mrzeżynie.

wtorek, 11 lipca 2017

Krótka historia o śmierci / Kraśnik goryszowiec

Dzisiaj opowieść prawie jak z kryminału: trucizna - jest; trupy - są, dochodzenie - jest. ;)


     ...byłem wtedy z żoną w wiejskiej okolicy. Pogoda dopisywała, a okoliczna natura i architektura nie ustępowały jej pięknem, więc jako fotograf byłem zadowolony i chętny do uwieczniania chwil. Podziwialiśmy miejscowy zamek na wodzie, gdy nagle na naszej reklamówce wylądował dziwny motyl. Byłem wtedy przekonany, że gdzieś go już widziałem.

     Przypominał on bardziej ćmę, niż motyla dziennego, miał opalizującą głowę, odwłok i skrzydła; na tych ostatnich widniały białe plamki, a korpus zdobiły żółte pasy. Owad sprawiał wrażenie zafascynowanego jaskrawymi kolorami na siatce, bo prawie nie reagował na ruch i odleciał dopiero gdy prawie go dotknąłem. Teraz myślę raczej, że był zwyczajnie osłabiony i głodny.

     Szybko zapomnieliśmy o tym spotkaniu i kontynuowaliśmy spacer. Jednakże gdy trafiliśmy na leśną ścieżkę trafiliśmy na kolejnego przedstawiciela tego samego gatunku z rzędu łuskoskrzydłych. Był martwy. Biedak skończył na wyrzuconym przez kogoś wieczku jakiegoś opakowania. Uznaliśmy to za przypadek i ruszyliśmy dalej.

    Zwiedzaliśmy zamek i okoliczny park nieświadomi makabrycznego odkrycia, które nas czekało. Było bardzo gorąco, więc spacer zalesionym parkiem, w cieniu drzew sprawiał nam przyjemność. Gdy słońce nieco odpuściło i wiatr przywiał chmury, spoczęliśmy na kocyku i niemal całkiem zapomnieliśmy o zagadkowej ćmie.

     W końcu nadszedł czas, by wrócić do domu, opuściliśmy więc zamkowe włości i ruszyliśmy do sąsiedniej wioski, skąd miał nas zabrać pociąg. Szliśmy poboczem drogi, która prowadziła przez las, gdy nagle znaleźliśmy kolejnego motyla. Był identyczny jak poprzedni i równie martwy. Po chwili trafiliśmy na jeszcze jednego. I jeszcze jednego. Wszystkie martwe. Nieco nas to zaniepokoiło, jednakże kontynuowaliśmy wędrówkę. I wtedy go zobaczyliśmy. Nie mógł latać i ledwo chodził, ale niewątpliwie jeszcze żył. Był to taki sam motyl jak te poprzednie, ale żył. Dreptał po poboczu, powłócząc nogami. Prawie na pewno umierał, ale nie byliśmy w stanie mu pomóc, więc odeszliśmy uwieczniwszy go na fotografii.

     Im bliżej byliśmy stacji, tym bardziej psuła się pogoda. Nadciągały coraz ciemniejsze chmury, pojawiał się coraz mocniejszy wiatr i było coraz bardziej duszno. Gdy byliśmy na miejscu, wiatr przez chwilę zawiał z wielką siłą i sypnął nam piaskiem po twarzy. Po chwili okazało się, że przefrunął przez nas mały wir powietrzny - potańczył przez chwilę z piaskiem oraz śmieciami i zniknął. Oczekując przyjazdu pociągu byliśmy jeszcze świadkami lekkiego i spokojnego deszczu. Zupełnie, jakby niebo zapłakało nad losem umierających motyli.

     Gdy wróciliśmy do domu, deszcz rozpadał się na dobre.

     Wieczorem rozpoczęliśmy dochodzenie. Najpierw musieliśmy ustalić gatunek owada. Szukaliśmy jego zdjęć w sieci, lecz nie było to proste. Trafiliśmy na kilka w jednym miejscu, ale autor nie pokusił się o oznaczenie. Lub mu się to nie udało. Potem znaleźliśmy kolejne zdjęcie, ale dalej nie mieliśmy szczęścia - było identycznie jak poprzednio. Trafiliśmy na bardzo podobną ćmę - kraśnika sześcioplamka - ale była ona czarno-czerwona, więc uznaliśmy, że to coś innego. Byliśmy w błędzie.

     Po długim przeszukiwaniu Internetu i zawróceniu z wielu ślepych uliczek, udało nam się w końcu oznaczyć tego motyla. Odkryliśmy jak fascynujący i nietypowy jest ten gatunek, a w zasadzie cała rodzina kraśnikowatych. "Nasza" ćma okazała się kuzynką sześcioplamka, dawniej zwaną kraśnikiem zmiennym, a dziś kraśnikiem goryszowcem. Gatunek ten ma bardzo ciekawą właściwość - polimorfizm. Oznacza to, że w obrębie jednego gatunku występują przedstawiciele różniący się kształtem lub kolorem, lecz wciąż mogący się ze sobą rozmnażać i mieszać geny. Motyle, które widzieliśmy to jedna z dwóch głównych form. Stąd inne ubarwienie. Poznaliśmy więc nazwę ofiary - kraśnik goryszowiec (Zygaena ephialtes).

figure-4-burnet-moth-mimicry-the-top-row-depicts-mimetic-forms-red-peucedanoid
Ryc. ze strony ResearchGate.net


     

. . Na ten temat powstała ogromna, bo aż czterystostronicowa praca pod tytułem "Badania nad polimorfizmem kraśnika zmiennego (Zygaena ephialtes L.)", której autorstwa Antoniego Dryji.

     Polimorfizm nie był jednak jedyną ciekawą rzeczą, jaką dowiedzieliśmy się na temat kraśników. Okazało się, że ich jaskrawe ubarwienie to nie zwyczajna ozdoba a raczej ostrzeżenie przed trucizną, jaka znajduje się w ciele tych ciem. Głównym źródłem ich pożywienia są kwiaty rośliny zwanej komonicą, zawierające glikozydy cyjanogenne. Byliśmy zszokowani faktem, iż w środku tych delikatnych stworzeń znajduje się trucizna, która złą sławę zdobyła podczas II Wojny Światowej. A dokładniej pod nazwą "Cyklon B".

     Tak więc ofiara okazała się być mordercą. Podobno wiele psów popełniło błąd i zjadło taką ćmę. Chociaż ciężko winić same kraśniki - po prostu tak się broniły przed zjedzeniem. Natura, ni mniej, ni więcej.

     Może i odkryliśmy sporo o kraśnikach, lecz wciąż nie wiemy, czemu tak masowo umierały. Czy ich trucizna zwróciła się przeciwko nim? Czy może zabrakło im pożywienia? Albo zabijał je upał? Te pytania pozostają bez odpowiedzi i stanowią jedynie hipotezy. Tymczasem zagadka masowo umierających kraśników pozostaje nierozwiązana.

Kraśnik goryszowiec (Zygaena ephialtes)
Kraśnik goryszowiec (Zygaena ephialtes)

poniedziałek, 3 lipca 2017

Ćma jak z horroru

Gołym okiem nie byłem w stanie nawet stwierdzić z jakiego rzędu jest ten owad. Dopiero po zobaczeniu zdjęcia na komputerze stwierdziłem, że to najprawdopodobniej ćma. Nie oznaczyłbym jednak dokładnego gatunku bez niezawodnego forum na przyroda.org

Crassa unitella zdaje się to być dość rzadką ćmą w Polsce, częściej spotykaną w UK. Nie ma nawet polskiej nazwy. Na pewno wygląda nietypowo i groźnie, od razu pomyślałem, że to coś jadowitego, do tego skrzydła, które po złożeniu zlewają się w jedną całość i wyglądają jak spory odwłok.

Szkoda, że zdjęcie nie jest lepszej jakości, niestety warunki nie były najlepsze i musiałem podkręcić ISO...

Crassa unitella, ćma z rodziny Oecophoridae.
Crassa unitella, ćma z rodziny Oecophoridae.